Powstanie Wielkopolskie 1918 – 1919. Dwa ataki na Zbąszyń
Na początku XX wieku mieszkańcy Zbąszynia znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Spowodowane było to intensywną germanizacją tego regionu. Dodatkowym elementem był brak pracy co skłoniło wielu Polaków do opuszczenia miasta. Kierunków było kilka: okręg przemysłowy w Niemczech (Westfalia), Ameryka Północna lub Południowa. W efekcie wybuchu jakiegokolwiek zrywu społecznego byliśmy mocno osłabieni. Działania I wojny światowej także miały ogromny wpływ na rozwój miasta. Kolejne grupy poborowych szły na front. Do zrywu społecznego jakim było Powstanie Wielkopolskie mogło zabraknąć ochotników. Co można było zrobić w takiej trudnej sytuacji…
Czytaj więcejMiejscem tajnych spotkań była restauracja „Central Cafe”. W tym czasie kontakt z grupą ze Zbąszynia nawiązał Kazimierz Zenkteler, który tworzył zalążki oddziałów powstańczych. Na tajnych spotkaniach opracowywano plany zajęcia magistratu, poczty i dworca na wypadek zaistnienia możliwości wkroczenia oddziałów powstańczych do Zbąszynia. Dzięki kształtującym się organizacją w Opalenicy, Buku oraz w Poznaniu, w grudniu 1918 roku zawiązała się zbąszyńska Rada Ludowa.
Oddziały niemieckie nie czekały biernie na dalszy przebieg wydarzeń. Sprawnie zebrano odpowiednie środki finansowe i zorganizowano ochotniczy oddział „Grenschutzu”. 20 grudnia 1918 roku do Zbąszynia przybyła grupa około 40 żołnierzy z Frankfurtu. Ich docelowym miejscem był dworzec. Początkowo Niemcy nie wchodzili w drogę polskim strażnikom. Sytuacja zmieniła się po jednak wybuchu powstania w Poznaniu, kiedy to 27 grudnia Polacy zostali usunięci ze stacji. Żołnierze „Grenschutzu” poczuli władzę. Na stacji zatrzymywano pociągi w celu rewizji jadących Polaków. Także w centrum Zbąszynia nie szczędzono Polakom szykan. Żołnierze niemieccy mocno zaczęli się przygotowywać. Stworzono stanowiska ogniowe dla karabinów maszynowych przy starej parowozowni, przy starej wieży wodociągowej i na wieży. Przy przejściu przez tory ustawiono dwie armaty zwrócone lufami w kierunku Nowego Dworu i Chrośnicy. To z tej strony mieli nadejść Polscy Powstańcy.
3 stycznia 1919 roku w Zbąszyniu zebrała się Rada Miejska, aby zadecydować, jak się zachować na wypadek zajęcia miasta przez polskich powstańców. Głos zabrali radni – Niemcy, Leon Selig i Robert Bonne.. Według nich, nie należało sprzeciwiać się wkroczeniu oddziałów polskich: „Przyjmijmy ze spokojem – mówili – decyzję koalicji, która rozstrzygnie o tym, czy Zbąszyń przypadnie Polsce czy Niemcom „. Rada uchwaliła, aby oddział „Grenzschutzu” opuścił miasto i nakazał wycofanie się pod Dąbrówkę Wielką. Żołnierze por. Rohlendera nie zamierzali jednak podporządkować się uchwałom Rady i w pełnym oporządzeniu, z karabinami maszynowymi, zjawili się na Placu Krakowskim, niby w obronie przed polskim konnym patrolem powstańczym.
Tego samego dnia, około godz. 21.00 ze Zbąszynia do Chrośnicy przybyli: ks. Michalski, Franciszek Niedbał, burmistrz Joachim Butz, Witold Żołnierkiewicz oraz Leon Niezieliński. Otrzymali pełnomocnictwo do rozmów z dowództwem oddziałów powstańczych. Delegację skierowano do Nowego Tomyśla, gdzie w tamtejszej komendzie przedstawili aktualną sytuację oraz uchwałę Rady Miejskiej Zbąszynia. Delegacja wróciła do miasteczka nad ranem 4 stycznia.
W styczniu 1919 roku w okolicach Zbąszynia zaczęły się na poważnie tworzyć jednostki ochotników – powstańców. Antoni Taberski z Chrośnicy, utworzył oddział liczący 41 powstańców, wśród których było 25 robotników, 13 gospodarzy i ich synów oraz 5 rzemieślników. W Łomnicy zgłosiło się 22 ochotników pod komendę Wacława Schutza, w Nowym Dworze – 15 z dowódcą Janem Wachowskim na czele, 15 w Nowej Wsi pod Leonem Fabisiem, w Stefanowie – 29 pod komendą Leona Nykiela, w Perzynach – 73 pod dowództwem Pawła Kostyry, w Zakrzewku – 30 pod dowództwem Aleksandra Salocha.
Do Chrośnicy powrócili Kazimierz Zenkteler oraz Edmund Klemczak z blisko 200 powstańcami. Przyjechali pociągiem lub wozami drabiniastymi, na których znajdowały się też dwa karabiny maszynowe. „Poradziłem dowództwu, że najłatwiej przyjdzie nam zdobycie dworca zbąszyńskiego od strony Nądni. Zaaprobowano moją propozycję, bo znałem teren. Trasa nasza miała prowadzić z Chrośnicy przez Leśne Domki, Przyprostynię, Perzyny, Nową Wieś i Nądnię” – zawiadamiał Edmund Klemczak.
Około północy polscy powstańcy pod zdezorientowanym jeszcze ogniem karabinów niemieckich zaatakowali stację kolejową. „Wpadali do poczekalni dworcowej – niestety, mało ich może się tutaj dorwać. Rozpoczyna się walka wewnątrz budynku. Powstaje ogromna bieganina, krzyki, ścisk i tłok (…) wszystkie przejścia zapchane są ludnością cywilną, która jechała z Berlina pociągiem wieczornym i której już do Poznania nie puszczono. W zbity tłum padają kule niemieckie, raniąc i zabijając bezbronnych (…) Do wnętrza budynku wpadają przez okna granaty ręczne. Powstańcy nie mogą utrzymać się w poczekalni. Opuszczają ją. Wycofują się między wagony. Rzucają się jeszcze raz do przodu – ogień nieprzyjacielski powstrzymuje ich”.
Polskim Powstańcom zabrakło amunicji. Niestety w tej sytuacji możliwy był tylko odwrót. Podczas pierwszego ataku na Zbąszyń i walk o dworzec kolejowy, zginął powstaniec Antoni Kozak z Opalenicy. Zginęło również kilku pasażerów – Polaków. Edmund Klemczak uzasadnił odwrót nie tylko brakiem amunicji, ale także zagrożeniem ludności polskiej znajdującej się w poczekalni dworcowej. Powstańcy wycofali się przez Nową Wieś oraz Grójec i Zakrzewo do Chrośnicy. Rozpoczęły się represje względem Polaków zaangażowanych w atak na dworzec. Wielu trafiło do niewoli. Pewni siebie Niemcy 6 stycznia rozpoczęli ostrzał artyleryjski Nowego Dworu. Mimo wygranej, z drugiej strony także nie działo się za dobrze. Nieporozumieniem były braki w wypłaconym żołdzie. W oddziałach nieprzyjaciela doszło do jawnego buntu. Żołnierze niemieccy w ataku niezadowolenia na swoje dowództwo, wrzucili do Obry karabin maszynowy i karabiny, w większości wydobyte niebawem przez Polaków. Bunt ” Grenzschutzu ” można było wykorzystać. Edmund Klemczak nie dysponował jednak siłami wystarczającymi do ponownego natarcia na Zbąszyń.
Po kilku dniach oddechu, 10 stycznia 1919 roku, na naradzie w Grodzisku zapadła decyzja o podjęciu działań zaczepnych, zmierzających do rozszerzenia terenu wziętego przez powstańców. Między innymi zaatakowany miał być Międzychód, Zbąszyń i Kopanica. Do działań w Zbąszyniu skierowano kompanię opalenicką liczącą około 200 ludzi, kompanię jarocińską pod dowództwem ppor. Zbigniewa Ostroróg – Gorzeńskiego liczącą około 150 ludzi, batalion śremski Stefana Chosłowskiego z około 400 powstańcami oraz licznych ochotników z okolicy. Sytuacja po drugiej stronie była nieco lepsza. Oddziały niemieckie przybyłe do Zbąszynia w dniach od 7 do 10 stycznia 1919 roku, liczyły 500 żołnierzy oraz batalion ochotniczy niemieckiej Straży Obywatelskiej z około 500 żołnierzami. Uzbrojenie stanowiły około 30 karabinów maszynowych i około 10 dział. Nieprzyjaciel miał więc miażdżącą przewagę ogniową.
Drugi atak na Zbąszyń miał odbyć się z kilku stron. Kompania kórnicka od północy, jarocińska od wschodu na stację kolejową i bukowska w kierunku centrum miasta. Niestety plan ten się nie powiódł. Kompania kórnicka, chcąc osiągnąć podstawy wyjściowe, związała się w walce z oddziałem niemieckim w Strzyżewie. Żeby złamać opór przeciwnika trzeba było wprowadzić do walki kompanię opalenicką, niestety również bez powodzenia. Wszystkie ataki łamały się pod ogniem niemieckich karabinów. Mimo to Zbąszyń zaatakowała kompania bukowska oraz jarocińska. Jednak i te napotkały na przeszkody w okolicach mostów kolejowych. Zaczęły pojawiać się także małe sukcesy. Kompania bukowska wraz z powstańcami
z okolicznych wiosek, szli głębiej w kierunku centrum miasta. Początkowo nie napotkali na większy opór. Po dojściu do dzisiejszego Placu Wolności, część powstańców posuwała się dalej ulicą, część ogrodami po prawej i lewej stronie. Udało im się dotrzeć do tartaku gdzie niestety zaatakowali ich bardzo dobrze przygotowani żołnierze niemieccy. Druga próba odbicia Zbąszynia zakończyła się niepowodzeniem powstańców. Losy naszego miasta miała zmienić dopiero data 17 stycznia 1920 roku. Był to trudny czas, nie tylko dla polskiego żołnierza, ale także dla ludności cywilnej. Wiele wiosek zostało zniszczonych, a ludność musiała chronić się dalej od linii frontu.
Dalsze walki przerwane zostały po zawarciu rozejmu na froncie zachodnim, jako skutku rozejmu polsko – niemieckiego zawartego 16 lutego 1919 roku w Trewirze. Starcia na linii rozejmowej trwały mimo to do końca 1919 roku. Po drugim ataku na Zbąszyń został rozstrzelany przez żołnierzy niemieckich, pochodzący ze Zbąszynia, kpr. Jacenty Janek, który 7 stycznia przeszedł przez linię frontu i wstąpił do kompanii opalenickiej. Ponad rok Zbąszyń wraz z mieszkańcami czekał na powrót do Macierzy. Dopiero 17 stycznia 1920 roku w ramach operacji rewindykacyjnej ziem odzyskanych przez Polskę, Traktatem Wersalskim, do miasteczka wkroczyły oddziały polskie.
„Obywatele! Przez Traktat Pokojowy jest Zbąszyń przyłączony do Polski. Niemieckie wojsko opuszcza miasto w sobotę, dnia 17 tego miesiąca. Tego samego dnia jeszcze obsadza wojsko polskie miasto. Tak przechodzi Zbąszyń pod panowanie Państwa Polskiego. Niniejszym odwołujemy się do wszystkich mieszkańców, aby się pogodzili z nowymi stosunkami, i aby nowej władzy chętnie okazali posłuszeństwo. Wszystkie dotychczasowe prawa i rozporządzenia, o ile przez Rząd Polski nie są wyraźnie zniesione, obowiązują i nadal. Obywatele! Jak dotychczas, tak i nadal zachowajcie spokój i porządek. Niechaj nikt nie da się porwać do gwałtów i nieprawnych czynów ani przeciw opuszczającemu miasto wojsku niemieckiemu, ani przeciw wojsku polskiemu, które miasto zajmie. Wszystkie takie nierozsądne i nierozważne czyny, pomściłyby się strasznie na społeczeństwie i na mieście. Gromadzeniu się ludzi po ulicach trzeba zapobiec. Magistrat – Butz”.
Ulica Poznańska udekorowana została polskimi flagami. Całe miasto cieszyło się z wolności. Z zachowaniem środków ostrożności do Zbąszynia wkroczyły pododdziały 1 i 2 pułku Strzelców Wielkopolskich oraz artylerii ciężkiej. W tym samym czasie oddziały niemieckie, po zdaniu posterunków, opuściły miasto. 17 stycznia 1920 roku Zbąszyń wizytował dowódca Frontu Wielkopolskiego, gen. Józef Dowbor – Muśnicki, który odebrał defiladę oddziałów polskich. Zbąszyń Powrócił do Macierzy.